Lewa słuchawka KOSS portek pro odmawia posłuszeństwa, a mnie szlag trafia bo użytkowałem je bezawaryjnie zaledwie 59 dni.
Oczekiwałem czegoś więcej po niezniszczalnych słuchawkach z opcjonalną
dożywotnią gwarancją.
Ale to nic, przecież mogły być wadliwe.
Oddam na gwarancję i mi przyślą nowe, a ja sobie posłucham wszystkiego jak będę chciał na nowo.
Idę sobie jak gdyby nigdy nic do sklepu w którym zamawiałem słuchaweczki, jako że po drodze z uczelni miałem mniej-więcej a i słoneczko przygrzewało.
Zbliżam się już do budyneczku ze zdradliwymi słuchafonami w dłoniach, pięknie zapakowanych w pudełeczku.
A tu...
sklepu nie ma.
Drzwi zamknięte.
Logo brak.
Po przyjrzeniu się, karteczka...
Sklep w którym chciałeś dokonać reklamacji przeniesiono na
odległe zadupie
(ilustracja przedstawiająca odległe zadupie)
Nosz kurde.
Docieram w końcu na
odległe zadupie.
W połowie drogi zaczęło lać niemiłosiernie.
Ale oczywiście wcześniej było bezchmurne niebo, więc nie miałem ze sobą parasola.
Jednak to nieważne, w końcu jestem przed sklepem.
A tam... kilka osób ubranych w kostiumy plażowiczów z MEGAFONEM (!) reklamuje sklep!
W totalną ulewę!
Wyglądało to mniej więcej tak (+megafon, +deszcz):
(nie chcecie wiedzieć co wpisałem aby znaleźć to zdjęcie)
Jednak nie zważając na absurd sytuacji udałem się do środka i wypełniłem formularz gwarancyjny.
Hawaiczycy w tym czasie wyciągnęli werble.
Chyba mi dopingowali, bo nie wiem.
Za mało im płacą.
No ale w porządku, wypełniłem formularz, oddałem słuchawki, wszystko gra! Jeszcze tylko powrót z zadupia, najgorsze za mną.
A przynajmniej tak mi się wydawało.
Przesyłki brak, kontaktu brak.
Chęci dowiedzieć się co się dzieje z mojej strony też brak, bo jestem zajęty ważnymi sprawami a i na
odległe zadupie mi nie spieszno.
Sukces! Telefon! Kurier dzwoni.
Jest piątek, godzina 11. mówię mu że jestem na uczelni do 16.
Tak, blisko.
On będzie.
Dzwoni raz jeszcze.
Jest pod domem, mam zejść.
Mówię mu że mnie nie ma, będę po 16.
Dobra, on wróci później.
Mówię mu, że jestem w domu tylko do 19, bo później mam pociąg.
Ok, ok, on zdąży.
Dzwonię do kuriera, pytam się gdzie jest.
No ja u pana będę tak z pół godzinki po 19. ~Kurier
Mówię mu na to żeby się nie trudził nawet, bo będę już w drodze na pociąg.
...A pociągiem i tak nie pojechałem, bo autobus którym jechałem się zepsuł.
A co na to pociąg? (+16)
Odpuściłem. Poczekam na przesyłkę do poniedziałku.
Kurier milczy cały dzień.
No nic.
Kurier dalej milczy.
Dzwonię do niego - na co on mnie raczy cytatem:
a ja dziś nie mam pana przesyłki, nie dali mi na centrali. Pewnie jutro będzie ~Kurier
Kurier wciąż milczy.
Dzwonię do niego, na co ten zwala mnie z nóg.
Przesyłka się chyba zgubiła na centrali, pan do nich zadzwoni ~Kurier
<myfacethen>
</myfacethen>
Oczywiście w tym czasie zero kontaktu ze strony sklepu.
...więc nie mogłem zadzwonić do centrali, nie miałem
numeru przesyłki.
Wysłałem maila do działu reklamacji sklepu z pytaniem co tam się dzieje.
Odpowiedź:
inwestygacja w toku, w krótkim czasie skontaktujemy się z panem .
Myślę - no okej, ile może zająć telefon do podsklepu i sprawdzenie reklamacji?
(a przynajmniej niemalże)
Wysyłam maila już nieco mniej grzecznego -> (+16)
I nareszcie... finał historii!
Otrzymuję maila o treści
proszę podać numer konta, zwrócimy należność za reklamowany towar.
Tylko czego ja sobie teraz posłucham?